Dług Polski i Polaków
Ostatnio miałem trochę problemów ze względu na zobowiązanie zaciągnięte ładnych parę lat temu w PKO BP (odradzam całkowicie jakikolwiek kontakt z tym bankiem, sam nigdy więcej nie skorzystam), które nie licząc karty kredytowej jest moim jedynym zobowiązaniem wobec banku jakie zdarzyło mi się posiadać. Temat kredytów hipotecznych, czy chociażby konsumpcyjnych personalnie mnie nie dotyczy. Niemniej jednak z czysto ekonomicznego punktu widzenia jest to aspekt niezwykle ciekawy, więc sprowokowany trochę sytuacją postanowiłem sprawdzić na czym stoimy jako Polska i Polacy.
Nie sposób nie wyjść od długu publicznego, czyli łącznego nominalnego zadłużenia sektora finansów publicznych, które na dzień dzisiejszy według danych Ministerstwa Finansów wynosi 889 360,6 miliardów złotych. Po powyższym wykresie łatwo można zauważyć, że gdyby nie skok na OFE, dzięki któremu w „magiczny” sposób dług spadł o 130 557 miliardów złotych to zadłużenie naszego kraju wyniosłoby ponad bilion złotych!
Najpopularniejszy wskaźnik pokazujący, czy względem danej gospodarki dana wartość długu jest duża czy też nie, pokazuje relację między długiem a wartością PKB. Produkt krajowy brutto mierzy łączną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych na terenie kraju w danym okresie czasu. Wartość wskaźnika dług/PKB dla Polski wynosi obecnie 51,3%, co oznacza że zadłużenie jest równe wartości ponad połowy wszystkich wytworzonych w Polsce w ciągu roku dóbr oraz usług. Dużo? Mało?
Kwestia długu rozpala wszystkich – polityków, ekonomistów i obywateli. Co jakiś czas słychać głosy mówiące o tym, że zbliżamy się do niebezpiecznej granicy, po przekroczeniu której bańka pęknie i staniemy się bankrutem. Ale czy oby na pewno?
W Polsce Konstytucja zakłada limity zadłużenia, po przekroczeniu których na sektor finansów publicznych są nakładane obostrzenia. Niegdyś pierwszy próg wynosił 50%, po przekroczeniu którego relacja deficytu budżetu państwa do dochodu w budżecie państwa uchwalanym na następny rok nie może przekroczyć analogicznej relacji z roku bieżącego. Zapis ten został uchylony w 2013 roku, z powodu … wiadomego, trzeba mieć pieniądze na szereg zbędnych projektów. Kolejny próg, nadal obowiązujący, wynosi 55%. Po jego przekroczeniu:
a) w projekcie budżetu na kolejny rok:
- nie przewiduje się istnienia deficytu budżetowego państwa lub uchwala się budżet zapewniający spadek relacji długu publicznego do PKB w stosunku do roku bieżącego
- nie przewiduje się wzrostu wynagrodzeń pracowników państwowej sfery budżetowej
- waloryzacja rent i emerytur nie może przekroczyć poziomu wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych w poprzednim roku budżetowym
- wyklucza się możliwość udzielania z budżetu państwa nowych pożyczek i kredytów
- ogranicza się wzrost wydatków wielu instytucji państwowych, takich jak: Kancelaria Sejmu, Kancelaria Senatu, Kancelaria Prezydenta RP, Trybunał Konstytucyjny,Najwyższa Izba Kontroli, Sąd Najwyższy.
- b) Rada Ministrów jest zobowiązana do przeglądu wydatków budżetu państwa, finansowanych środkami pochodzącymi z kredytów zagranicznych oraz przeglądu programów wieloletnich
- c) Rada Ministrów jest zobowiązana do przedstawienia programu sanacyjnego, mającego na celu obniżenie relacji długu publicznego do PKB
Ostatni próg wynosi 60% i po jego przekroczeniu:
- stosuje się postanowienia pkt. 2 lit., a i b
- Rada Ministrów jest zobowiązana, w ciągu miesiąca od daty ogłoszenia relacji, do przedstawienia programu sanacyjnego, obniżającego relację poniżej poziomu 60% PKB
- wydatki jednostki samorządu terytorialnego nie mogą być wyższe niż jej dochody
- poczynając od siódmego dnia od ogłoszenia relacji, jednostki sektora finansów publicznych nie mogą udzielać nowych poręczeń i gwarancji.
To dobrze, że tworząc Konstytucję pomyślano o takich zabezpieczeniach. Zastanówmy się jednak nad poziomami tych progów. Dlaczego właśnie takie wartości zostały wybrane?
Przez lata uważano, że poziom zadłużenia w wysokości 60% w stosunku do PKB wyznacza granicę, po przekroczeniu której dany kraj będzie miał problemy z obsługą swoich zobowiązań. Życie pokazało jednak, że w rzeczywistości taka granica nie ma znaczenia. Na powyższym wykresie umieściłem wskaźniki długu to PKB dla wybranych krajów. I tak mamy następujące wartości:
- Polska – 51,3%
- Niemcy – 71,2%
- Strefa euro – 90,7%
- Stany Zjednoczone – 105%
- Portugalia – 129%
- Japonia – 227,9%
Czy któryś z tych krajów ma problemy z obsługą zobowiązań? Najbliższa temu jest Portugalia, która jednak granicę 60% przekroczyła dwukrotnie. Niemniej jednak dla przykładu Japonia przekroczyła ją prawie czterokrotnie i problemów z obsługą długu nie ma żadnego. Gdzie leży więc problem?
Wyznaczanie granicznego poziomu dla długu do PKB nie ma w praktyce żadnego sensu. Nie znamy i nigdy nie poznamy poziomu, od którego zwiększanie długu jest groźne. Taki poziom po prostu nie istnieje. Tak długo jak dług wykorzystywany jest do prowadzenia konstruktywnych reform i przemyślanych inwestycji, tak dany kraj nie powinien mieć problemu z jego obsługą. Niestety w praktyce rządy zadłużają obywateli w celu przejedzenia środków na nieefektywne inwestycje, rozdmuchane świadczenia socjalne, czy podtrzymywanie nierentownych gałęzi gospodarki.
Jeżeli uważasz, że publikowane przeze mnie treści są wartościowe - zagłosuj na mój blog w konkursie FxCuffs! Wystarczy tylko kilka kliknięć, które nic nie kosztują a dla mnie jest to cenne wyróżnienie i wynagrodzenie za wkład w prowadzenie bloga. Z góry Ci dziękuję!
Od kogo my tak w ogóle pożyczamy?
46% polskiego długu jest w rękach rezydentów, a pozostałe 54% w rękach tzw. nierezydentów, czyli mówiąc wprost wśród inwestorów zagranicznych. W związku z tym, że znacząca część polskiego długu znajduje się w rękach inwestorów zagranicznych zasadne wydają się dwa pytania:
- Jakie kraje kupują polski dług?
- Jakie podmioty w tych krajach kupują ten dług?
Zacznijmy od pierwszego pytania. Najłatwiej na nie odpowiedzieć sprawdzając kto kupuje polskie obligacje skarbowe, o czym możemy dowiedzieć się z danych Ministerstwa Finansów. I tak w pierwszej trójce, która zdecydowanie przewyższa wartością posiadanego polskiego długu pozostałe kraje, mieszczą się USA, Japonia i co ciekawe Luksemburg.
W kontekście podmiotów trzymających nasz dług – wśród krajowych inwestorów są to przede wszystkim banki, zakłady ubezpieczeń oraz fundusze inwestycyjne. Wśród zagranicy jest trochę ciekawiej. Głównym podmiotem, który skupuje nasz dług są fundusze inwestycyjne odpowiadające za niemal 1/3 popytu. Na drugim miejscu plasują się banki centralne, natomiast na trzecim fundusze emerytalne.
Czy to dobrze, że zagranica posiada tyle polskiego długu?
Prawdopodobnie takie pytanie pojawiło się w Twojej głowie. Instynktownie pewnie większość z Was stwierdzi, że nie ponieważ z tego powodu nasz dług jest w „niepewnych rękach” i może sterować jego kosztem. W tym miejscu należy wytłumaczyć kilka faktów związanych z obligacjami, gdyż niewiedza w tym wypadku często prowadzi do wielu nieumyślnych pomyłek. W kontekście obligacji wyjaśnijmy sobie podstawowe pojęcia:
- wartość nominalna – wartość obligacji. Kwota którą na koniec okresu, na który środki zostały pożyczone, będzie trzeba zwrócić.
- okres – wyrażony najczęściej w latach okres na jaki środki zostają pożyczone. W czasie trwania tego okresu emitent płaci odsetki wg. stopy kuponowej (wyjątek obligacja zerokuponowa (bezodsetkowa)), a na jego koniec zwraca wartość nominalną pożyczkodawcy.
- stopa kuponowa – inaczej mówiąc stopa odsetkowa, liczona od wartości nominalnej. Dla przykładu stopa kuponowa w wysokości 5% dla obligacji o wartości 100 zł oznacza, że emitent będzie musiał przez określony czas wypłacać odsetki w wysokości 5 zł. Stopa kuponowa może być stała (np. 5%) lub zmienna (np. 2% + 3M WIBOR). Odsetki mogą być wypłacane raz w roku, 2 razy w roku, 4 razy w roku itd., co jest z góry ustalone. Stopa kuponowa nie jest równoznaczna z kosztem pozyskania środków.
- stopa dochodu w terminie do wykupu – rzeczywisty koszt pozyskania środków. Tożsama z rentownością. Zależy od stopy kuponowej i ceny obligacji.
- cena obligacji
gdzie:
- C – kupon (odsetki)
- i – stopa dochodu w terminie do wykupu
- n – liczba płatności
- M – wartość nominalna
Oznacza to, że aktualna cena jest równa zdyskontowanej wartości płatności, które ma uzyskać posiadacz obligacji. Załóżmy, ze kupon jest stały. Przyjrzyjmy się teraz relacji ceny obligacji i stopy dochodu. Jeżeli stopa dochodu (rentowność) rośnie, cena obligacji spada. Jeżeli rentowność spada, cena rośnie. Relacja pomiędzy tymi dwoma czynnikami jest odwrotnie proporcjonalna. Ma to bardzo duże znaczenie dla rynku obligacji.
Załóżmy, że emitujemy dziesięcioletnie obligacje o kuponie 5%, wartości nominalnej 1000 zł, po cenie 980 zł. W takim wypadku nasz koszt pozyskania środków nie wynosi 5% tak jak stopa kuponowa. Rentowność wynosi dla takiej obligacji według powyższego wzoru 5,26% i to jest rzeczywisty koszt.
Należy też zrozumieć jak ta zależność działa w drugą stronę. Często słyszymy, że rentowności obligacji spadły np. do 2%, albo wzrosły do 5% i tym samym wzrósł koszt obsługi długu. Nie jest to bezpośrednio prawdą. Rentowność wyemitowanych już obligacji zmienia się nieustannie ze względu na zmiany cen. Gdy inwestorzy pozbywają się danych obligacji, spadają ich ceny i tym samym rośnie ich rentowność – nowi inwestorzy zrealizują wyższą stopę zwrotu jeśli je w takim momencie zakupią i przetrzymają do okresu wykupu. Wynika to jednak tylko i wyłącznie z tego, że zakupili je po niższych cenach. Z punktu widzenia emitenta nic się nie zmienia. Sprzedał on obligację po danej cenie, z danym kuponem i przez cały czas koszt pozyskania tych środków jest równy rentowności w momencie emisji. Nie można o tym zapominać.
Czyli to w jakich rękach znajduje się dług nie ma znaczenia? Niestety ma, jednak nie z powodu o jakim większość myśli, a co mam nadzieję wyjaśniłem wystarczająco powyżej.
Długów się nie spłaca
Jeżeli ja pożyczę od Ciebie pieniądze, będziesz oczekiwał że Ci je oddam. Skąd będą one pochodzić niekoniecznie już będzie Cię interesować. Równie dobrze mogę oddać z zarobionych pieniędzy jak i zapożyczyć się u kogoś innego, aby spłacić dług u Ciebie. Państwo generalnie wybiera ten drugi wariant, czyli dokonuje tzw. rolowania długu. Nie spłaca swoich zobowiązań z dochodów budżetowych tylko zaciąga nowe pożyczki (emituje obligacje), aby spłacić stare zobowiązania.
I to jest moment, w którym to co dzieje się z naszym długiem na świecie ma znaczenie. Jeżeli posiadacze obligacji zaczną je wyprzedawać to ich ceny będą spadać, a tym samym rentowności rosnąć. Bieżącą rentowność możemy rozumieć, jako premię jakiej oczekują inwestorzy, aby pożyczyć emitentowi środki. W związku z tym, jeżeli na rynku rentowność wynosi np. 3% to emisja nowych obligacji będzie musiała dawać inwestorom rentowność w okolicach 3%, aby aukcja zakończyła się sukcesem. Jeżeli rentowność na rynku będzie wynosić 1% to obligacje będą musiały zapewniać stopę dochodu w okolicach właśnie 1%, czyli po wyższych cenach, co oznacza więcej środków bezpośrednio dla emitenta.
Perpetuum mobile? Nie do końca. Teoretycznie dług można rolować w nieskończoność, lecz czym dalej tym więcej środków trzeba pożyczać tylko po to, aby spłacić koszty obsługi tego długu. Póki rentowności obligacji spadają to cały mechanizm pozostaje względnie efektywny. W wypadku, gdy na rynku długu zapanuje kryzys i nasze papiery dłużne będą wyprzedawane sytuacja zrobi się dużo cięższa. Wzrosną koszty obsługi długu, wzrośnie jego ogólna wartość, wzrośnie wskaźnik długu do PKB (dlatego ważne, aby generalnie w uproszczeniu wzrost PKB przewyższał koszt obsługi długu) i to wszystko tylko i wyłącznie przez mechanizm rolowania, nie z powodu wykorzystania długu na np. inwestycje.
Inną kwestią jest waluta w jakiej zaciągamy zobowiązanie. Zdecydowana większość obligacji emitowana jest w PLN, co pozostaje korzystne z punktu widzenia ryzyka walutowego lub mówiąc wprost jego braku. Obligacje denominowane w innych walutach niosą za sobą to ryzyko, że w wypadku aprecjacji danej waluty względem złotego, zapłacimy więcej odsetek.
Dlaczego emituje się obligacje w innych walutach? Z różnych powodów. Obligacje denominowane w innych walutach mogą mieć niższe rentowności, są bardziej atrakcyjne dla inwestorów zagranicznych lub emituje się je ze względów marketingowych. Dla przykładu w tym roku Polska wyemitowała jako pierwszy kraj w Europie i drugi na świecie obligacje denominowane w junach. Powód? Chęć pokazania się chińskim inwestorom.
Również w zależności od okresu na jaki emituje się obligacje zależy ich rentowność, co przedstawia krzywa dochodowości. Polska pożycza najwięcej na okres od 5 do 10 lat.
Kredyt konsumencki, czyli ile my pożyczamy
Rozprawiliśmy się z długiem publicznym, czas spojrzeć jak wygląda kredyt wśród polskich konsumentów.
Z tytułu kredytów konsumpcyjnych i hipotecznych jesteśmy łącznie zadłużeni na kwotę 640 miliardów. Za wzrost wartości kredytu odpowiadają przede wszystkim kredyty hipoteczne, które na naszym rynku odgrywają newralgiczną rolę. Naturalnie w tym kontekście ważny jest podział na walutę kredytu, a więc mamy tak:
- 58% kredytów jest w PLN
- 35% kredytów jest w CHF
- 7% kredytów jest denominowane w innych walutach.
Kredyty frankowe dotyczą więc 1/3 posiadaczy kredytów hipotecznych, a ich łączna wartość wynosi 135 miliardów zł.
Ewidentnie widać, że od 2012 roku podczas gdy kurs CHFPLN był stosunkowo stabilny, wartość pozostających do spłaty kredytów systematycznie spadała. Wzrost ich wartości w 2015 roku w całości był wynikiem zaprzestania obrony kursu CHF w stosunku do EUR przez Szwajcarski Bank Narodowy. Od tego czasu dalej systematycznie wartość kredytów pozostałych do spłaty spada. Niemniej jednak dopiero niedługo „zejdziemy” do poziomu, który był obecny przed załamaniem na franku (wartość nowo udzielanych kredytów w CHF jest marginalna).
A co z samą konsumpcją?
Tutaj bardzo spodobały nam się coraz to niższe stopy procentowe (czterokrotność stopy lombardowej wyznacza graniczne oprocentowanie kredytu), gdyż ewidentnie widać, iż wraz z z spadkiem średniego oprocentowania kredytów konsumpcyjnych rośnie nasze zadłużenie na cele konsumpcyjne (bieżące wydatki, telewizor itp.). Dopóki stopy pozostają niskie z obsługą długu nie ma problemu. Problemy się zaczną, gdy stopy procentowe zaczną rosnąć.
Szczególnie, że stopa oszczędności w Polsce z roku na rok systematycznie spada.
Kredyt sam w sobie nie jest zły. To tak jak z dźwignią na rynku finansowym. Jeżeli dobrze ją wykorzystamy to dajemy sobie szansę na zwielokrotnienie zysków. Wykorzystana źle potrafi jednak doprowadzić do wyzerowania rachunku.
A jakie jest Twoje zdanie na temat kredytów?
Zdjęcie wpisu: Images_of_Money
Pingback: Optymistyczny jak rząd - 1do1()
Pingback: Dług publiczny Polski - jak rósł i kto nas najbardziej zadłużał? - 1do1()